Przedszkole z perspektywy dwóch tygodni nie wygląda najgorzej.
Nasz starszy syn o przedszkolu marzył już rok temu.
Jednak był o rok za "młody" i nie było mowy o przyjęciu.
My również uważaliśmy, że ma jeszcze czas.
Obserwując jego zachwyt podczas zabawy z innymi dziećmi rozpoczęliśmy akcję PR-ową przedszkola.
I konsekwentnie, przez cały rok, opowiadaliśmy co się robi w przedszkolu.
Przede wszystkim omawialiśmy sposób rozstania.
Tłumaczyliśmy: mama pojedzie gotować obiad, tata do pracy.
Po ugotowaniu obiadu, mama przyjedzie po Ciebie. Tata wróci z pracy na obiad.
Zadziałało.
Pierwszy dzień - Mały nie chciał wyjść z przedszkola, bo jeszcze się nie nabawił :)
Tłumaczył innym dzieciom, że ich mamy gotują obiadki i na pewno niedługo po nie przyjadą.
Pierwszy tydzień przeszedł gładko.
Drugi, rozpoczął się od po-weekendowego kryzysu.
Na
szczęście, nasz synek zdążył uwielbieniem obdarzyć "Przedszkolankę".
Poza tym, z naszych dotychczasowych obserwacji wynikało, że synek lubi
współzawodniczyć. Dlatego w chwili pierwszych kryzysowych stękań
zastosowałam zdanie:
"hej bo nie będziemy pierwsi w sali"
I poszło. W sali przejmuje go ulubiona Pani. Macham i wychodzę. Myślę, że podobną strategię PR-ową zastosuję u młodszego syna.
A Wy jak przeżyliście pierwsze tygodnie przedszkola/szkoły?
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz