Jesteśmy po kontroli po niezbyt przyjemnej infekcji, która dla chłopaków skończyła się antybiotykiem, a u młodszego nawet zastrzykami. Po jesiennym horrorze z zapaleniem płuc u Malucha, miałam nadzieję, że uda mi się podnieść ich odporność. A tu początek wakacji i choroba. Na szczęście wszystko idzie ku lepszemu. Chłopcy już dobrze się czują. Starszy jest już po kuracji. Młodszy zastrzyki ma do czwartku.
I pytanie, które zawsze sobie zadaję: czy można było ich uniknąć?
U starszego syna się udało, bo bez oporów poddaje się leczeniu.
Młodszy to buntownik. Wszystkie leki są przetrzymywane w buzi, a następnie zwyczajnie wypluwane. No cóż, Starszy też walczył w tym wieku. Mam więc nadzieję, że Maluch za rok już będzie spokojnie podchodził do podawania leków. Wiem, że od infekcji nie uciekniemy. Chciałabym tylko, żeby przechodzili je lżej. Dlatego postanowiliśmy jeszcze bardziej zwracać uwagę na jedzenie, które im podajemy. Powoli spełniam swoje marzenie i na parapecie pojawiły się już pierwsze zioła: tymianek, oregano, bazylia...
Tu tymianek na pierwszym planie, a za nim bluszcz, którego wypiera powoli reszta ziół..
Ponadto zauważyliśmy, że Maluch pozytywnie podchodzi do wszelkich zabiegów typu smarowanie na rozgrzanie, oklepywanie, kąpiel na zbicie gorączki. Temu poddaje się bez protestów.
Za to przy inhalacjach trzeba się nagimnastykować.
Już niedługo pierwsze posty odnośnie naszych sposobów na problemy z odkrztuszaniem.
Pozdrawiam serdecznie
Zdrówka Wam życzę! Ściskam
OdpowiedzUsuńK.